środa, 12 września 2012

01. When Castiel doesn't answer

CASTIEL!
Nie wiadomo co było głośniejsze ― wrzask czy huk grzmotu. Bracia odnieśli wrażenie, że to pierwsze, choć nie mieściło im się w głowach, że jakikolwiek człowiek potrafi wytworzyć tak zatrważającą ilość decybeli.
Cień postaci dawał złudne wrażenie o jej wzroście; w rzeczywistości nie mogła mieć więcej niż 170 centymetrów. Stała z rękami na biodrach i była to postawa wyraźnie bojowa. Zrobiła kilka kroków naprzód, znajdując się twarzą w twarz z mężczyzną w prochowcu.
Pozostając gniewną, spojrzała w górę na zwisającą nad nią lampę. Ta zabrzęczała, zamigotała i po chwili paliła się jak jeszcze przed paroma minutami. Podobnie stało się z resztą oświetlenia.
Dean z zaskoczeniem zauważył, że wiatr ucichł i zelżały pioruny. Co więcej ― przez otwarte drzwi dostrzegł kilka gwiazd na granatowym niebie. Tylko deszcz wciąż zacinał z szumem.
Światło pozwoliło na ujrzenie nowej osoby. Była to łagodna, dziewczęca twarz niebieskookiej blondynki. Fakt, cienie pod oczami i lekko zgarbiony nos nie pozwalały na stwierdzenie, że należała do wyjątkowo pięknych; śladowe, wczesne zmarszczki wokół oczu i liczne znamiona nadawały jej miano kobiety o specyficznej urodzie. Jeżeli można to uznać za urodę, przemknęło Deanowi w myślach. Stanął jak wryty, jego brat również.
Kim, do kurwy nędzy, jest ta laska?! ― wyrwało się temu pierwszemu.
Nie jestem laską, Winchester! ― warknęła, nawet nie patrząc na niego.
Sam spojrzał na swojego starszego brata z niemałym zdumieniem, on jednak bez ustanku wbijał oszołomiony wzrok w nowo przybyłą.
― …i skąd, do kurwy nędzy, zna moje nazwisko?!
Och, nasłuchałam się o tobie ― wymamrotała z niezadowoleniem, bardziej jakby do siebie, nie zaszczyciła go jednak swoim spojrzeniem.
Spojrzeniem, którym usiłowała zabić Castiela. Dean miał wrażenie, że wwierca mu się w czaszkę mózgową i usiłuje zgnieść całego od środka. Gdyby była Supermanem, Cass dawno byłby martwy, pomyślał. Nie zmieniało to jednak faktu, że nikt, poza tą dziwną parą, nie wiedział co tu się wyprawia.
Gabrielle… ― wyszeptał, jakby łagodniejąc.
Starszemu Winchesterowi wydało się nawet, że w oczach przyjaciela było coś z zaskoczenia, ale i skruchy. Nie, on tak na nikogo nie patrzy.
Nie, twoja stara! ― fuknęła. Budziła się w niej prawdziwa furia. Nie brać furiatki w kiecce za żonę, odnotował Dean w głowie. ― No pewnie, że ja! Gdzie ty masz uszy, do cholery?! Od dwóch tygodni staram się z tobą skontaktować, a tu nic! Już myślałam, że cię ktoś załatwił! Może powiedziałbyś mi z łaski swojej, dlaczego nie odpowiadałeś? Ja mogę wrzeszczeć, martwić się, a…
Cass, nie mówiłeś nam, że masz dziewczynę. ― W tej powadze zielonookiego Winchestera była spora dawka drwiny, jakby dusił śmiech. Uśmiech zresztą błąkał mu się na ustach.
To moja… dobra znajoma ― wybąkał Castiel, nie odrywając od niej wzroku.
PRZYJACIÓŁKA, patafianie, PRZYJACIÓŁKA ― poprawiła go gniewnie. ― Gdzie się podziewałeś?
Cass zaczął błądzić wzrokiem po podłodze. Dean dobrze znał to zachowanie ― jego przyjaciel musiał wyznać okropną prawdę, bo nie potrafił kłamać. Wiedział, że prawda ta wywoła w rozmówczyni jeszcze większy gniew, ale nie mógł inaczej. Taka była jego pokorna, anielska natura.
W momencie, w którym Castiel zabierał się do powiedzenia czegoś prawdziwego, acz wymijającego, rzeczona Gabrielle warknęła:
Winchester, czy mógłbyś z łaski swojej przestać myśleć o moich cyckach?
Dopiero wtedy na niego zerknęła. Jej niebieskie oczy płonęły żywym ogniem. Gdyby ośmielił się do niej zbliżyć, z dużym prawdopodobieństwem straciłby przy tym życie. Dean był jednak zmieszany.
Skąd…?
Twoje myśli są tak głośne, że zakłócają nawet moje własne ― wtrąciła. ― Przez ciebie chyba zacznę doceniać ciszę ― wymruczała. ― A zatem, Castielu? MUSISZ powiedzieć, bo przez twoją nonszalancję zostałam gwałtem wyrwana z balu.
Rzeczywiście, dopiero wówczas obaj bracia spostrzegli, że młoda kobieta stoi przed nimi w długiej, białej sukni balowej z gorsetem, włosy ma upięte w elegancki kok ze sztucznie pozawijanych loków. Fryzura nie była jednak tak do końca idealna, jako że swój wkład w nią miał niedawny wicher.
Opiekowałem się nimi ― odrzekł Castiel ze skruchą. Patrzył z subtelnym zawstydzeniem w podłogę.
I wówczas stało się coś, czego żaden z nich się nie spodziewał ― jej twarz złagodniała.
Zapadła cisza. Gabrielle, z czymś na wzór przebaczenia, współczucia, bólu i zmieszania, oddaliła się o krok. Nastrój kobiety uległ diametralnej zmianie.
Tymczasem Sam zmarszczył brwi, uruchamiając szybko proces myślowy. Skacząc oczami z jednego na drugiego utwierdzał się w swojej teorii.
Zaraz, skoro ona przedstawiła się jako twoja przyjaciółka, to oznacza to, że jest… aniołem? ― spytał, nie dowierzając.
Aniołem?! ― powtórzył zszokowany Dean. ― Przecież ona zachowuje się jak żona Lucyfera!
Młodszy brat skarcił go wzrokiem.
I kto to mówi, ha? ― odparła gniewnie, acz nie z taką mocą jak poprzednio. ― Może chcesz odwiedzić starego kumpla, co, Winchester? Castiel zapewni ci transport.
Starszy z braci nie poruszył się nawet o milimetr, a Gabrielle machnęła lekceważąco ręką, mamrocząc coś, co brzmiało jak nieważne, po czym wyciągnęła rękę przed siebie, siłą woli przyciągając wysoką skrzynię. Natychmiast na niej usiadła. Westchnęła głęboko.
W każdym razie ― jesteście na mnie skazani ― stwierdziła niemal urzędniczym tonem.
Sam zmarszczył brwi. Pokręcił głową z niezrozumieniem.
Co to znaczy?
To znaczy, że jesteście na mnie skazani.
Wow, co za dyplomacja… ― zironizował Dean.
Z tobą nie rozmawiałam w tej chwili, pajacu! ― warknęła.
Castiel pozostawał wciąż spokojny, jak i przedtem. Zdaniem starszego z braci, była to zasługa długiego przebywania z tym tam w górze, zakładając, że istnieje. Winchester zaś uśmiechał się drwiąco, obserwując lekko purpurową z gniewu twarz. Bawiło go, jak usiłowała przywrócić się do porządku. W tym celu użyła znaczącego chrząknięcia.
Zatem, jak już wspomniałam, zostaję z wami. ― Jej głos nadal pozostał w pewnym stopniu dyplomatyczny.
Dean nie wytrzymał i parsknął szyderczym śmiechem.
Już lubię twoje poczucie humoru.
Zwęziła oczy do szparek, przeszywając go mocą spojrzenia.
Z o s t a j ę ― powtórzyła z naciskiem.
Nie wydaje mi się.
Zacisnęła wargi i wysunęła przed siebie wyprostowaną w łokciu rękę, z palcami u dłoni na wzór szponów. Skoncentrowała wzrok na swoim rozmówcy, który po paru sekundach poszybował parę metrów w tył i z mocą uderzył w ścianę, przywierając do niej jak przywieszony. Obecny anioł zdążył tylko zawołać, by powstrzymać jej wściekłe zapędy. Później zdany był wyłącznie na wrzaski i rozpaczliwe próby przemówienia tej istocie do rozsądku. Nie sądził, że to będzie syzyfowa praca. Uparta jak diabli.
Gabi, błagam cię, zostaw go! ― Castiel z niepokojem obserwował krzywiącego się z bólu Deana, którego kręgosłup boleśnie wbijał się w białą ścianę hangaru. Nawet Sam przyłączył się do anielskiego lamentu Cassa. ― To nie jego wina, że nic nie rozumie!
Chwila zastanowienia. Nacisk na klatce Winchestera zelżał, choć wciąż pozostał przygwożdżony pół metra nad ziemią. Dwaj pozostali bacznie przyglądali się srogiemu, pełnemu chłodnej furii obliczu tajemniczej przybyszki. Jej ofiara natomiast zdawała się być lekko zaskoczona.
A ty rozumiesz? ― spytał sługę Pana.
Castiel spojrzał na niego w nieodgadniony sposób i natychmiast wrócił do patrzenia na swoją niby to przyjaciółkę.
Dean opadł na podłogę, nie zapominając się przy tym zachwiać, skoro tylko jego stopy dotknęły gruntu. Spoglądał na swoją oprawczynię nieco zemstliwym wzrokiem. Miał dziką ochotę się jej pozbyć. Za pomocą miecza archanioła lub czegoś podobnego.
Muszę z wami zostać ― wznowiła temat, kładąc nacisk na pierwsze słowo.
Nie ma mowy ― upierał się.
Na początek będę potrzebowała trochę pieniędzy, żeby kupić najpotrzebniejsze rzeczy…
Powiedziałem: nie!
― …no i jakiś nocleg by się przydał, bo zmęczyła mnie trochę ta podróż. Już prawie zapomniałam, jak to jest być człowiekiem…
Czy ty jesteś głucha, kobieto?!
Niedaleko jest motel Daily. Mam nadzieję, że wystarczy wam pieniędzy, żeby mnie opłacić?
Powściągnął rosnący gniew, przeszywając ją lodowatym spojrzeniem.
Burza już przeszła, zabieramy się stąd.
Dean stanowczo zerwał się do wyjścia. Reszta nadal pozostała na miejscach, wolno odrywając stopy od ziemi za Winchesterem.
Idę z wami.
Nie, zostajesz tutaj. Temat zakończony.
Chwilę później poczuła chłodnawy wietrzyk, któremu udało się wpłynąć chyłkiem do środka. Zobaczyła ostatnie, przygnębione spojrzenie Castiela, wlokącego się na końcu. Trzasnęły drzwi.

Co za babsztyl ― warczał Dean. ― Co jej się ubzdurało w tej blond dyni? Że co ― powie, że musi z nami zostać, a my bez zająknięcia się zgodzimy? ― Prychnął. ― Świrnięta.
Silnik czarnej Impali z rocznika 67' mruczał przyjemnie, z radia sączyła się cicho rockowa muzyka. Wokół tworzyła się ciemna ściana, jedynie księżyc i lampy dawały jako-takie pojęcie o tym, w jakim kierunku się przemieszczają ― wiedzieli tylko, że naprzód. Stopa ciążyła na gazie, licznik bił setkę. Przerażony Sam patrzył na brata niepewnie. Nie powinien prowadzić w takim stanie, ale jak miał mu to przekazać, skoro ― gdyby się spróbował odezwać ― zostałby zjedzony żywcem? Cass siedział z tyłu, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Tradycyjnie był nachylony do przodu, by mieć na nich oko i lepiej wszystko rejestrować.
Uważam, że zrobiliśmy spory błąd ― oznajmił. ― Myślę, że miała nam coś ważnego do przekazania.
Coś ważnego?! ― powtórzył, tracąc na moment panowanie nad kierownicą tak, że zjechali na kilka sekund na sąsiedni pas. ― Próbowała na nas żerować!
Może ja poprowadzę? ― zasugerował nieśmiało Sam, którego nadal nie opuścił strach. Serce chciało mu podskoczyć do gardła.
Dean utkwił w nim wzrok, zatrzymawszy samochód, ale po chwili odpiął pas i wyszedł na zewnątrz.
Przetarł oczy. Doszedł do niego dźwięk zatrzaskiwanych drzwiczek i poczuł obecność brata za swoimi plecami. Głęboko wdychał chłodne, wilgotne powietrze, pachnące upajającym ozonem. Zaczynał na nowo czuć regularne tętno, wściekłość opuszczała jego organizm. Świadom, że jego dwaj towarzysze czekają, wrócił do chevroleta, zajmując miejsce pasażera obok kierowcy.
Jak nazywał się ten motel, o którym ona mówiła? ― burknął, wciąż jeszcze trochę nachmurzony.
Daily ― przypomniał Sam, marszcząc przy tym lekko brwi.
Młodszy przekręcił kluczyk w stacyjce i już po chwili Dean słyszał miłe dla ucha mruczenie swojej jedynej miłości. Rozsiadł się w fotelu, odchylił głowę do tyłu, poddając się w zupełności uczuciu odprężenia. Wreszcie miał wolne od spięcia mięśnie. Odniósł wrażenie, jakby właśnie zakończył maraton.
Nie trwało dłużej niż pięć minut, a doszedł go szelest skrzydeł. Gwałtownie odwrócił głowę do tyłu, na tylne siedzenie, na miejsce obok Castiela. Sam zerknął tam tylko przez ułamek sekundy. Musiał pilnować drogi.
Co ty tutaj robisz?! ― krzyknął Dean.
Tym razem to ona zachowała zimną krew. Wokół jej oczu pojawiły się przedwczesne zmarszczki, kiedy rozjaśniła twarz w uśmiechu. W tym świetle wydała mu się całkiem niekiepska. Na policzkach pozostały śladowe rumieńce, no i wciąż miała na sobie piękną, długą, białą suknię z gorsetem, a na włosach ― ledwo, bo ledwo, ale jednak ― nadal trzymały się dzielnie resztki fryzury.
Jak już wspomniałam ― zostaję z wami ― odparła pogodnie.
Po co?! ― pieklił się Dean.
Powiedzmy, że mam w tym swój interes ― odrzekła, momentalnie obniżając głos, poważniejąc i spuszczając wzrok, niby to zainteresowania jakimś paprochem na swoim sukience.
Kim ty w ogóle jesteś?! ― Starszy z braci niemal zupełnie odwrócił się do niej. Młodszy od czasu do czasu zerkał w tył, ale nasłuchiwał.
Nazywam się Gabrielle i jestem aniołem, to wszystko, co powinniście wiedzieć na początek ― odpowiedziała. ― Całą resztę wyjaśnię wam jutro rano; teraz jestem bardzo zmęczona. ― Ziewnęła.
Dean prychnął i pokręcił głową, na kilka minut wracając do poprzedniej pozycji. Po chwili jednak znów założył rękę za oparcie siedzenia i pochylił w jej kierunku.
Jaki masz w tym interes?
Pierwsza w prawo, Sam ― odezwała się łagodnym, choć już nie tak wesołym tonem.
Rzeczony spojrzał na nią jedynie prawym profilem, ale posłał uśmiech, który odwzajemniła i który utrzymała aż do momentu odpowiedzi na pytanie starszego Winchestera.
Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić. ― Wyszło na to, że był jednak sztuczny ― przynajmniej w stosunku do Deana.
W tym samym momencie ujrzeli parking i neonową reklamę motelu, pod który właśnie zajeżdżali. Wszyscy wysiedli, skoro tylko Sam zatrzymał samochód, i skierowali się do rejestracji. Tam zamówili pokój dwuosobowy, co Gabrielle skwitowała stwierdzeniem, że na podłodze też się można wyspać, choć nie jest to takie przyjemne jak na materacu. Wówczas recepcjonistka dziwnie na nią spojrzała.
Sammy od razu odstawił torby i rzucił się na łóżko. Dean przechadzał się po pokoju, przecierając twarz i oczy. Castiel nieprzerwanie milczał, a jego przyjaciółka rozglądała się po pomieszczeniu, chcąc jakby wchłonąć każdy szczegół. Usiadła w końcu w wiklinowym fotelu obok małego, szklanego stoliczka, ale nie przestała badać wzrokiem wszystkiego dookoła. Była przy tym całkiem radosna.
Cass schylił na chwilę głowę i natknął się na krzyczący nagłówek jednej z gazet.

BEZMÓZGA ŚMIERĆ
Seria wyjątkowo okrutnych morderstw w Charlotte

Ludzie ― odezwał się, przerywając ciszę ― mam tu coś, co powinno was zainteresować.
Dean bez słowa podszedł i wyjął dziennik z dłoni przyjaciela. Prześliznął prędko wzrokiem po tekście i odrzucił gazetę z powrotem na stolik, kładąc ręce na biodrach.
Pojedziemy jutro z rana ― oznajmił, zdejmując wreszcie kurtkę.
Do Charlotte jest kawałek drogi ― zasugerował Castiel. ― Im szybciej, tym lepiej.
Charlotte? ― zainteresowała się Gabrielle, przestając wreszcie zapamiętywać pokój centymetr po centymetrze. Zwróciła tym automatycznie ich uwagę. ― Mieszkałam tam za ludzkiego życia.
Ludzkiego życia? ― zdumiał się Dean.
Ale ja już zapłaciłem za dobę hotelową! ― jęknął Sam.
Trudno. Nie marudź, tylko zbieraj manatki, wyjeżdżamy.
Jasnowłosa anielica podniosła się z fotela, stając twarzą w twarz ze starszym Winchesterem. Żałowała tylko, że nie jest dostatecznie wysoka, by ten frazeologizm stał się prawdziwy.
Jadę z wami.
Po moim trupie ― odparł.
Jadę i koniec, Winchester! Nie będziesz mną rządził!
To moje auto, więc ja decyduję! NIE jedziesz i nawet nie próbuj mnie przekonać!
Winchester, ty zasrany dupku! Ty nic, patafianie bezmózgi, nie rozumiesz! Ja MUSZĘ tam jechać!
Kłócili się, idąc korytarzem w stronę recepcji. Nie zwracali przy tym uwagi, że dochodzi pierwsza i nie należy przerywać ciszy nocnej. Gabrielle czuła, że nie będzie jej łatwo, ale nie sądziła, że trafi kosa na kamień. Recepcjonistka znów na nich patrzyła dziwnym wzrokiem.
To świetnie. Złap autobus. ― Oddał klucze, uśmiechnął się niemrawo i ruszyli do wyjścia.
Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, dziewczyna poczuła podwójnie silny chłód. Oddech zamieniał się w parę, choć lało jak z cebra. Maska Impali lśniła od kropli deszczu. Marzyła, by znaleźć się w jej ciepłym wnętrzu.
Winchester! ― krzyknęła, gdy znalazła się w pobliżu samochodu.
W odpowiedzi usłyszała tylko trzask zamykanych drzwiczek. Zobaczyła współczujące spojrzenie Castiela, kiedy wsiadał wraz z nimi. Nawet Sam miał subtelnie zatroskaną minę, ale wiedział najwyraźniej, że to jego brat tutaj dowodzi i wszelki opór jest bezcelowy. Chyba, że by go zabić, wówczas być może by się udało.
Patrzyła się się oddalają, jak nikną w czerni nocy. Jak światła chevroleta Impali z 1967 roku znikają za rogiem. Jak napływają nowe problemy, podwójnie ciężkie i tak inne od poprzednich. Jak będzie musiała walczyć, żeby przetrwać. Do czasu…
Czuła, jak po jej twarzy spływają krople deszczu, a ulubiona, piękna biała suknia robi się ciężka od wody. Włosy traciły loki i ułożenie, wracał ich naturalny kształt ― prosty jak drut. Zmęczenie powoli zwalało ją z nóg. Musiała gdzieś odpocząć. Powrót na górę nie wchodził w grę.
Usłyszała za sobą stuk i skrzypienie zawiasów. Odwróciła się. To recepcjonistka stała w drzwiach.
Może pani wróci i weźmie pokój? ― krzyknęła, usiłując przebić się ponad szum. ― W takim deszczu nie ma co czekać autostop.
Nie, dziękuję ― odparła. ― Nie mam grosza przy duszy.
Kobieta skinęła głową i wróciła do środka.
Gabrielle westchnęła; nie spodziewała się takiego buntu ze strony Winchesterów, a już na pewno nie ze strony Deana, o którym tyle się nasłuchała w ciągu ostatnich miesięcy. Prędzej podejrzewałaby o to Sama ― przecież to przeszkodziłoby w realizacji jego niedorzecznego planu…
Zacisnęła dłonie w pięści.
Skopię ci dupsko, Winchester ― wysyczała gniewnie.
Przeszła przez parking, opuszczając teren motelu, co oznaczało tylko jedno ― zanurzyła się w ciemnej otchłani lasu.

_____________________

Wytłumaczyłabym się, ale... nie mam komu. Jest rozdział? To fantastycznie. Nie ma? I tak by nikt nie zauważył.
Raczej wątpię, że to skończę, ale i tak warto.

2 komentarze:

  1. Zabiłaś mnie, bejbe XD Co prawda jest późno, a mnie nosi, bo oto pałam dziwną chęcią zawojowania parkietu choćby do dubstepu, no ale! Przeczytałam i uważam, że przesadzasz. To jest tak uroczo lekkie i uroczo-urocze, że aż człekowi na duszy uroczo XD Choć w sumie człowiek nie wie czy duszę ma, Pirs chyba coś wie na temat mojej. Tak mi się wydaje.
    W każdym razie, wracając do tekstu, jest dobrze! Przynajmniej nie jest tak porąbane jak u mnie i nie zmieniasz konceptu co pięć minut w rozdziale... Także spinaj się i pisz dalej, a ja idę dopilnować, żeby Trine dostała szatańsko mocną kawę, gdyż tylko taka kawa jest godna jej ust.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piru też twierdzi, że było mega!
    Lubię wredne postacie. A wredne i wkurzone nawet bardziej! Czujemy, że szykują się potyczki, ba, nawet walka, między Winchesterem a Gabs. Hje hje hje, takie łapanie za jajca. xD Nie pytaj, nie pytaj, ale możesz wykorzystać do opowieści, pozwalam. ^^ Aha, i jak Czarollek napisał: To jest tak uroczo lekkie i uroczo-urocze.
    No, i pisz dalej, o! Chcemy zobaczyć zemstę na Winchesterze!

    Pirs chyba coś wie na temat mojej. Tak mi się wydaje.
    A, coś szwendało mi się w mieszkaniu. Cass coś mówił, że znalazł, ale... jakoś tak... uciekło.

    OdpowiedzUsuń